Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych w 2016 roku przeprowadziła 35 tys. kontroli. 20 proc. produktów miało inny skład niż ten, który sugerowało opakowanie. Statystycznie co 5. towar to bubel, który ma niewiele wspólnego z tym, co deklaruje producent. Dlaczego jesteśmy tak nagminnie oszukiwani?

Powszechnie wiadomo, że “Prawie robi wielką różnicę”. Skuteczne hasło reklamowe zrobiło ogromną karierę w naszym kraju. Niestety polscy konsumenci nie mogą liczyć na to, że przedsiębiorcy mówią im prawdę – zwłaszcza sądząc po tym, co wypisują na etykietach sprzedawanych produktów.

Oleje mineralne w popularnych słodyczach mogą powodować nowotwory?
Zdrowe odżywianie

Najwyższej jakości oliwa z oliwek może okazać się zwykłym olejem rzepakowym a mrożone ryby coraz częściej stają się jedynie kawałkiem lodu, pod którym kryje się MOM – czyli “mielonka” z pozostałości morskich stworzeń, wykazująca spore podobieństwo do zwykłych parówek – tyle że w wersji rybnej. Wielojajeczny makaron przyprawiony barwiącą na żółto kurkumą, by nikt nie poznał się, że w składzie brakuje co najmniej kilku żółtek, odtłuszczone mleko rozwadniane wodą i “zabielane” odrobiną… kredy – na takie atrakcje mogą liczyć klienci w naszym kraju.

Choć od dawna wiadomo, że zagraniczne marki wypuszczają na Europę Wschodnią nieco zmienione wersje wielu produktów, to jednak nasi rodzimi producenci wcale nie są lepsi i robią wiele, by obniżyć koszty produkcji do minimum, a więcej wydać na skuteczną reklamę zachęcającą do kupienia towaru dobrej jakości (mimo że to nieprawda).

Niestety zamiast solidności oferowanych produktów częściej możemy liczyć na solidarność ich wytwórców, którzy wolą co jakiś czas zapłacić stosunkowo niewielkie kary za okłamywanie klientów niż umieszczać na etykietach informacje, które mogłyby zniechęcić do zakupu coraz bardziej świadomych klientów.

Przeczytaj: Wyniki kontroli przeprowadzonych przez Inspekcję Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych w IV kwartale 2016 r.

“Soli(dar)ność”?

Co piąty produkt przebadany w ostatnim kwartale 2016 roku przez Inspekcję Jakości Handlowej został zakwestionowany przez kontrolerów, którzy analizowali skład m.in. makaronów, przetworów rybnych, dżemów, wyrobów czekoladowych i cukierniczych, tłuszczów praz produktów marcepanowych.

Inspektorzy sprawdzali nie tylko takie cechy jak smak, zapach i wygląd, ale też mierzyli tzw. parametry fizykochemiczne (m.in. zawartość ekstraktu ogólnego, wilgotność, kwasowość) oraz to, czy znakowanie produktów jest prawidłowe i odpowiada temu, co deklaruje producent.

20 proc. z 35 tys. skontrolowanych produktów nie została oceniona pozytywnie. 22 towary otrzymały zakaz wprowadzenia do obrotu a w przypadku 57 zalecono “zabiegi naprawcze”, czyli usunięcie z etykiet fałszywych informacji wprowadzających klientów w błąd. Tylko raz zdarzyło się, by nakazano natychmiast zniszczyć daną partię artykułów.

Ile za okłamywanie konsumentów zapłacili producenci? W sumie nałożono na nich kary o łącznej wartości… 36,2 tys. zł oraz 15 mandatów karnych o łącznej wartości 2,6 tys. zł – co wydaje się stosunkowo niską kwotą, jak na świadome oszukiwanie konsumentów po to, by zapłacili więcej za produkt, który wcale nie ma w składzie tego, co deklaruje wytwórca.

eśli nie chcemy się nabrać na zakup towaru, który udaje produkt dobrej jakości, choć nie ma z tym terminem nic wspólnego, lepiej omijać artykuły, które mają nas przekonać, że są “swojskie”, “domowe”, oparte na “babcinym przepisie”. Nawet jeśli producent zachwala, że jego towar zrobiono według “oryginalnej, szwajcarskiej receptury”, w te śmiałe deklaracje możemy wierzyć tak samo, jak w to, że “świstak siedzi i zawija je w te sreberka”…

Nie zawsze mleko prosto od krowy miało szansę oddychać naturalnym, wiejskim powietrzem a super ekologiczny produkt opatrzony najwyższej jakości certyfikatem rzeczywiście przeszedł stosowne kontrole i na próżno szukać zagranicznej instytucji, która rzekomo go wydała.

Najczęstszym grzechem producentów dżemów jest zawyżanie okresu trwałości przetworów (średnio o 26 dni) oraz mniejsza niż deklarowana na etykiecie ilość owoców, które użyto do ich produkcji. Zamiast osełkowego masła w składzie można zaś znaleźć mix z różnego rodzaju niskiej jakości tłuszczy, którym nadaje się odpowiedni kształt i opakowuje w pergamin, by “udawało” oryginalny, wiejski produkt.

Lepiej też nie sięgać po paluszki rybne, które coraz częściej w swym składzie zamiast kawałków ryby mają fosforowy MOM złożony z pozostałości pancerzyków i odnóży stawonogów pochodzących z Chin, gdzie można je nabyć niemal za bezcen.

Nie warto też kusić się na słodycze, które mają w swoim składzie marcepan. Batony, wyroby czekoladowe czy cukierki zawierające ten słodki dodatek zamiast miazgi zrobionej z drogich migdałów, mają mocno zmiażdżone… pestki moreli, brzoskwiń lub orzeszków arachidowych. Choć dla niektórych to “prawie to samo”, to – jak wiadomo: “Prawie robi różnicę”…

info: radio Zet